Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2020

* * *

ileż można ileż można pisać o miłości i widzę wasze twarze gdy mówię przeczytaj to zrozumiesz i czasami czytają i rozumieją a czasem tylko czytają a czasem ani jedno ani drugie biedni myślę jak oni przeżyją życie w takich ciemnościach

* * *

chcę zostać usłyszana lecz gdy wszyscy ogłuchną czy mój krzyk coś da chcę się liczyć ale czy nowe kalkulatory mają funkcję pomiaru emocji chcę zostać zauważona leczy gdy wszyscy spuszczą wzrok czy ujrzą coś więcej niż moje stopy chcę żyć pełnią życia i chcę byś ty żył nią też zrób to dla mnie proszę

* * *

nie lubię ludzi oprócz ciebie i mnie i jest to absurdem bo lubię przez to wszystkich ciebie i ciebie i tamtego co był i tamtych co pytali nie lubię tamtej reszty ale to nic oni nigdy się nie dowiedzą bo nie byli nie pytali i nigdy nie poczują takiej potrzeby bo życie może być wygodne ale nie każdemu ono odpowiada skoro cię lubię to pewnie gnieciesz się wiercisz na życiowej kanapie

ogłupienie

ciągle doświadczam tych samych wzruszeń czytając książki w których zmieniają się czasem imiona bohaterów płacząc na filmach bez żadnych szczególnych zwrotów akcji i z góry wiem co się stanie bo stałam się ekspertką od szablonów i nie przeszkadza mi to bo bardzo ciepły jest ten świat pełen harmonii otulający moją za dużą głowę

* * *

czas uśmiecham się gdy słyszę to słowo bo jego gra jest naprawdę zabawna trochę tak jakby nie wystarczały już wschody i zachody odwiecznego cierpliwego słońca trochę tak jakby nam wręcz przeszkadzało tym swoim jednostajnym istnieniem trochę tak jakbyśmy chcieli stworzyć swoje słońce i własny zegar taki z podwójną dobą dla ludzi zabieganych oślepionych zbłąkanym promieniem

* * *

mam wrażenie jakby minął już rok od kiedy weszłam na schody od kiedy przełknęłam pierwszy gryz tej kanapki od kiedy cokolwiek stworzyłam przeraża mnie to dogłębnie i konsternuje gdzie jest czas skąd ta jego dziwna nieforemność brak precyzji zawsze wydawało mi się że jest on trwały i pewny że mogę mu zaufać czy myliłam się?

* * *

zachodziło na złoto moczyło się i tonęło w oknach blokowisk barwiło szyby językami ognia tak że płonęły i twarze ludzkie w tych oknach rumiane nagle żywe i barwne z wymalowanymi emocjami ozdabiającymi na co dzień blade oblicza oczy nagle błyszczące wypatrujące przyszłości pełnej nadziei po drugiej stronie płonącej szyby

widzieliście śnieg

jakby to było z góry założone wraz z wybiciem grudnia z nieba zleciał puch tańczył wirował i skakał szczęśliwy że znów dopuszczono go do głosu siedziałam wtedy w pędzącym pociągu z pędzącymi ludźmi w środku drepczącymi i chrząkającymi emanującymi niecierpliwością ja nie pędziłam opatuliłam się tylko szczelniej kocem i wytężając wzrok wypatrywałam białych drobinek w ciemnym krajobrazie widzieliście śnieg pytałam przeczyli spoglądając na prognozę pogody w telefonach

dziewiąta róża

pytali o nią gdy wyglądała nieśmiało zmęczoną czerwoną główką na świat pytali o jej siostry i dziwili się jak to możliwe tak żyć w bajce czytanej na dobranoc pytali o nią jako o symbol a ja z rumieńcem mówiłam o miłości pytali i pytali bo ciekawość ludzka nie ma granic a ja odpowiadałam gładząc delikatnie główkę owocu miłości

* * *

próbujesz czytać z mojej twarzy myślisz że ci na to pozwolę wciągam czapkę nakrywam głowę kocem przykrywam kołdrą głucha ciemność dlaczego pytasz było mi zimno odpowiadam a ty mi wierzysz bo w sumie jest w tym trochę prawdy

* * *

bardzo dawno już nie czułam się dziewczyną patrzącą na wiatr

* * *

chwalą mnie gdy nie ma cię obok mrużą oczy i odwracają głowy gdy się żegnamy grymas gorszy a myśli marszczą gładkie czoła młodzi głupota pożądanie ciała ciąża nie pomyśleliście że to potrzeba wsparcia i obecności bo na co dzień zostaje tylko wspomnienie

* * *

a jeśli tylko dramatyzuję i masz rację we wszystkim

* * *

jestem zmęczona tą nienawiścią która przelewa się we mnie gotuje jak lawa tymi wszystkimi emocjami niechęcią złością gniewem i mam zamglone oczy przysłonięte bólem i czerwienią zaciągam firankę zapada zmrok i jestem sama ze sobą nie widzę kolan innych oczu innych ich uczynków i jestem zdrowsza a wraz ze ślepotą wyostrza się węch i dotyk zaczynam czuć miłość nagle tak bardzo wyraźnie zapach miłości ten niepowtarzalny nie do pomylenia i kreślę słowa na ciele czuję jego fakturę pod palcami nagle tak wyraźną skórę z jej marszczeniami fałdami i wypukłościami czuję czuję i nie jest to nienawiść tylko miłość tylko ja bez przeszkód

* * *

z rany sączy się lepka krew a przecież jestem przedmiotem więc skąd ta łza wypływająca śluzowacie spod rozchylonych powiek przecież nie powinnam czuć a przynajmniej staram się bo to tak wiele ułatwia rozwiązuje usta węzły problemy ale czuję więc nagle wszystko zaczyna się komplikować niestety

* * *

mur mur mur i niby taki twardy a najmniejszy cios burzy go doszczętnie podaję zatruty owoc z rąk do rąk z ust do ust jestem trucicielką po prostu i równocześnie nie po prostu wiem że bluźnię ale teraz naprawdę nie mam siły ani ochoty się tym przejmować

oni

zawsze roześmiani z głowami w chmurach niecodziennie spleceni ze sobą wspomnieniami tak doskonale połączeni perfekcyjni w swoich wadach piękni i w tym wszystkim ja mała marząca i trochę zazdroszcząca tego cudownego powietrza którym nie dane jest mi oddychać ale którego woń dolatuje z daleka i koloruje ich historie

poczwarka

tańczę tańczę tańczę a wy tylko patrzycie i pytacie czemu ja chciałabym wyjaśnić lecz głos hamuje jak stopy w skarpetkach z antypoślizgiem gdy słyszę wasze drwiny porozumiewawczy ruch waszych brwi i te niemiłe słowa często obraźliwe przeklinające więc tańczę tańczę tańczę bo jestem poczwarką w której drzemie motyl którego nigdy nie zobaczycie

* * *

moje życie to ciągłe wstawanie by po coś sięgnąć podjeść do kogoś przynieść odnieść zanieść rano wstaję by wstawać wytrwale wielokrotnie a tyle ludzi nauczyło się już siedzenia w mniej lub bardziej przyzwoity sposób i nie miałabym nic przeciwko gdyby nie to że mimo iż stoję widząc czubki głów siedzących oni ciągle patrzą na mnie z góry

* * *

chcę aby wszyscy wiedzieli że świat może być dobry wystarczy odrobina wysiłku zainteresowania się resztą bo ciepło ciała rozgrzewa inne a to umiejętność niezastąpiona bo pieniądz nie otrze ci łez a telefon nie przytuli praca nie wysłucha a ciągła rozrywka nie przyniesie ulgi dlatego stańmy wszyscy razem i odrzućmy zimne przedmioty naszych mdłych marzeń splećmy palce ogrzejmy dłonie poczujmy jak przepływa przez nie ocean dobra

rodzaje czerwieni

ciepło mi w tę chłodną noc bo ogrzewacie mnie wy słowa otuchy miłości pocieszenia tak uległe zawsze mnie słuchacie przyjmujecie figury których od was żądam przepraszam że tak często musicie być krzykliwe pulsujące czerwienią nienawiści wy wiecie najlepiej jak łatwo bawić się skrajnościami dlatego wybaczcie mi proszę moje rozchwiane uczucia i nauczcie mnie nowej czerwieni tej pochodzącej z miłości

ósma róża

to była niespodzianka bardzo sympatyczna bo zbiegałam właśnie w habicie odpinając welon na zatrzask pod szyją za schodków za kulisami i poczułam coś jakby potrącenie a potem już zalało mnie słońce twojej koszuli i czerwony kwiat który kwitł tam gdzie biło twoje serce w którym jestem zakochana do szaleństwa

* * *

tak chciałabym nie być sama ale tylko przez chwilę żebyś nalał szampana wzniósł ze mną toast a potem najlepiej wyszedł bo nie lubię patrzeć za długo w jedną twarz nudzi mi się dość szybko bo jestem tylko dzieckiem pijącym alkohol w śliniaczku a tobie nic do tego

* * *

jestem szczęśliwa to sobie myślę gdy słońce grzeje mi twarz nieważne że tylko przez szybę bo ono pamięta o tym że je kocham i zawsze do mnie wraca czasem niespodziewanie ale zawsze bo mnie też kocha a to napełnia nadzieją bardzo bo skoro słońce wraca i wiosna wraca i ptaki wracają to ty też wrócisz

* * *

rozmawiają o miłości i nie byłoby w tym nic złego lecz sposób w jaki pojawia się na ich językach jest niesmaczny cała jej cielesność obleczona w wulgaryzmy traci to co najcenniejsze liczne zdrady które stają się konkursem opisywane z rumieńcem wstydu nerwowym chichotem i nikt nie mówi o wsparciu o obecności o trzymaniu się za rękę gdy nadchodzi burza a przecież to na tym polega miłość

szósta róża

mówiłeś że było różowo gdy noc spowijała świat gdy światła płoszyły gwiazdy gdy ludzie spieszyli do środka by nie marznąć mówiłeś że było różowo że to dzięki mnie mojej kurtce mojej walizce moim ustom tej róży która nawet po dołączeniu do sióstr zachowała pewien różowy blask

* * *

normalność nie istnieje nie określa jest nietrafna zastanów się wszyscy są nienormalni pomyśl każdy pierze swoje brudy niektórzy w domu inni w pralni samoobsługowej tych drugich nazywają nienormalnymi bo widzą

* * *

czasem dziewczyny zgrywają takie głupie nieporadne gdy chcą się przypodobać chichoczą albo pieją mizdrzą się do chłopców komplementując ich w zasadzie nie wiem co i nagle są takie zabawne w cudownie płytki sposób wyliczając sugestywnie skrzeczącym donośnym głosem cechy idealnego mężczyzny opowiadają ze śmiechem anegdoty zupełnie nieśmieszne w dodatku układają ciała w taki sposób że wstyd mi za całą moją płeć

* * *

macie takie zimne dłonie że od ich dotyku mam zawroty w głowie a kujący lód przenika moje serce płomieniem macie takie skostniałe palce i nie nosicie rękawiczek dlaczego czemu nie zależy wam na ukryciu waszego zziębnięcia nie wstydzicie się waszych zimnych dłoni?

* * *

wierzę w to głęboko że życie nasze to teatr wiem coś o tym bo gram nieustannie i wierzę też w to że wszystko inicjują narodziny a kończy śmierć że początki są radosne a zakończenia smutne i martwi mnie to że dzieci demoralizują dzieci a dorośli nawet się nie domyślają o co ich pociechy pytają wszechwiedzącego wujka jedynie cieszą się chwilą ciszy i ja im się nie dziwię wierzę w to głęboko że życie nasze to teatr i często zapominamy słów lub co gorsza wejść w rolę a taka wylewność w emocjach nikomu jeszcze nie przyniosła pożytku więc nie dramatyzujmy tylko grajmy

klucz żurawi

niczym goplana szybuję po niebie złapałam się klucza żurawi za ogon ostatniego z nich chmury owiewają i topią się na rozgrzanych policzkach włosy zostawiają mgliste smugi w krajobrazie chciałam o nich zapomnieć ale tutaj ich kolor jest nawet intensywniejszy bo współgra z błękitem nieba chłodnym i gładkim niebieska klątwa niczym goplana szybuję po niebie

* * *

wyłącz światło gdy wychodzisz przecież nikt inny tu nie przyjdzie mi wystarczy wosk i ogień i ćma znowu zwiedziona znowu ryzykująca znowu umierająca nie przyznam się nigdy że wolę świece bo mogę patrzeć czując się mądrzejsza wszechobecna wszechmogąca

* * *

impresjoniści byli buntownikami tak twierdzono wynosili sztalugi do ogrodu i malowali najprościej łapali chwilę chwilołapaczami a ich słońce zawsze świeciło bardziej impresjoniści byli buntownikami tak twierdzono a potem przyszedł ekspresjonizm