Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2020

żółty ścieg twojego swetra

żółty ścieg twojego swetra pachnie słońcem całkiem lubię ten zapach a mało osób go ubiera bo pewnie trochę się wstydzą być w centrum być światłem być słońcem lubię żółty ścieg na tobie bo wiem gdzie mam iść a twoje drogi są proste tak łatwo mi cię wytropić nawet z zamkniętymi oczami

* * *

oczy dość szybko napełniają się łzami sprawdziłam a potem ciepło ogarnia zmarznięte ciało a duszę coś wreszcie porusza takimi falami wypływa smutek żal i cierpienie zupełnie nieuzasadnione przez nikogo niezidentyfikowane ale bardzo żywe

* * *

ścigam się z wirusem na zasadzie on czy ja i walczymy o moją przyszłość o moje relacje o koronę i trochę się dziwię bo muszę przyznać że jest dość dobry a ja dość słaba i zastanawiam się czy gap year ma wiele zalet i czy ta korona faktycznie należy się jemu

* * *

I co robisz czekam na co czekasz na przyszłość ona już trwa wiem II więc na co czekasz skoro przyszłość minęła sekundę temu III ile jeszcze ich  minie zanim zmienię się w zawstydzony kurz

uklękliście, gdy przeczytałam ten wiersz

mówiłeś o apokalipsie nie wierząc w nią naprawdę więc wezmę winę na siebie zdejmując ją cicho z twoich ramion bo jesteś niewinny jak małe dziecko gdy rano wyjdę z apokalipsą pod paznokciami postaram się zawalczyć o dobry dzień dla ciebie nie dla buntowniczki za którą tak bardzo mi wstyd

* * *

dopiero się siebie uczymy i nie jest to nic złego bo powolne spacery są bardzo przyjemne nawet jeśli dłonie tylko trącają się wzajemnie a oczy wolą patrzeć w górę w niebo bo tak naprawdę chodzi o deszcz o jego brak właściwie o francuskie słońce i oddychanie senne spokojne takie wytęsknione którego dopiero się uczę

* * *

jeśli ci się wydaje że możesz mieć więcej to powiem ci jak wielkim głupcem jesteś bo nie będziesz miał nic ponad to tylko mniej i mniej bo gdy kupisz sobie gumy to wszyscy chcą jedną a czasem biorą dwie gdy nie patrzysz a czasem całą garść i zabiorą ci tak wszystko czasem niezauważalnie innym razem śmiejąc ci się w twarz więc zostaw sobie trochę tej nadziei bo ona jest jak wątroba nie jak guma

* * *

płakaliśmy tak mocno jak padał deszcz następnego dnia jakby niebo wiedziało płakaliśmy tak mocno że na naszym trawniku wyrosło setki chwastów jakby ziemia wiedziała płakaliśmy tak mocno że idąc nie widzieliśmy drogi ale nikt nas nie potrącił jakby ludzie wiedzieli bo wiedzieli niebo ziemia ludzie gdyż wystarczyło spojrzenie aby uklękli zmartwieni

* * *

znowu wypluwam tu to wszystko bo nie mogę powiedzieć wprost patrząc w oczy nie mogę wykrzyczeć tego gwiazdom bo dla mnie dawno zgasły chodzę więc w ciemności klucząc między literami s k o m p l i k o w a n e i wiem że k się powtarza tak jak o a s jest raz na początku ale to nie pomaga bo gdy idę w drugą stronę czuję e zupełnie niespodziewanie więc wyciągam francuskie słońce zbieram sfrustrowana alfabet i układam go na nowo p o w o l i

* * *

poruszyłeś moje zmysły poruszyłeś moją dłoń poruszyłeś moje wargi poruszyłeś moje stopy poruszyłeś moją wyobraźnię poruszyłeś moje serce poruszyłeś a teraz drżę w nieskończoności

* * *

tydzień to za mało za mało by dobrze się namyślić przygotować a my w tydzień przeżyliśmy całe życie a nawet dwa i nie mówcie mi że to niemożliwe bo widzieliście na własne oczy jak dzień po dniu chmury sunęły po niebie gonione przez motyle a my śpiewaliśmy interwały w górę i w dół

róża z innego wazonu

byłam twoją różą ale zwiędłam tydzień potem nagle płatki opadły zwabione letnim wiatrem który wydawał się taki niewinny teraz nie umiem być obiektywna i chyba wolę jak pada bo wtedy nie brakuje wody która wyparowała z mojego wazonu za szybko

* * *

nie chcę odchodzić bo woda w tym strumieniu gasi pragnienie lepiej ale pogania mnie pies który wczoraj merdał ogonem a dzisiaj ogryza moje kości i pewnie nie zauważyłabym tego ale teraz ciężej mi iść powłóczę więc nogami choć kiedyś biegłam i kładę się pod murami tej niezdobytej twierdzy czekając aż strumień porwie mnie w końcu zamiast poić nadzieją

* * *

zamykasz mi usta gdy mówię o pierwszym pocałunku i zrywasz mapy utkane z pajęczyn więc odsuwam się bezszelestnie bo wypadłam z ramy w którą oprawiłeś krajobraz i zabieram francuskie słońce potykając się o ten pocałunek który zgubił się gdzieś między początkiem a końcem

gołąbek

trzepotał w Kurka gołąbek mały tkwiący gdzieś w piersi Lechonia ratował od śmierci Poświatowską intrygował i dręczył a dla ciebie czym jest gołąbek czy tylko cichym gruchaniem czy może tornadem skrzydlatym potężnym i niespodziewanym

gdy stanąłeś

stanąłeś i tyle tak jak ci mówiłam a oni oszaleli i zerwali się z miejsc trochę zdezorientowani w tym popłochu klaszcząc a te uderzenia dłoni były tak gromkie i tak głośne że sufit zwalił się im na głowy ale klaskali dalej pod szarymi gruzami jakby nie chcieli żeby śmierć przeszkodziła im w ekspresyjnym docenieniu nowego odkrycia

szkoła

szkoła to drzwi w zdezelowanej framudze obdartej i wyskrobanej podziurawionej przez korniki trochę spróchniałej o którą opierały się miliony i my też się opieramy wycieramy buty w wycieraczkę ubłoconą trochę taką z wydeptanym środkiem a potem szybko przez próg i dalej przed siebie po przyszłość po możliwości bo za drzwiami nie ma już framug ani wycieraczek ale czasem się o nich myśli wspomina jak coś co było co zostało i pozwoliło wytrzeć te buty żeby dobrze było iść dalej

* * *

tak dobrze? upewniam się bo słowo wyszło trochę zbyt fioletowe a chciałam mówić w różu znowu zresztą kiwacie głowami teraz wiem że jest znośnie całkiem mnie to cieszy bo bez akceptacji każdy kolor mógłby być po prostu czarny

krótka forma

zachwycałam się tą krótką formą urwaną jak oddech po biegu zaskakującą jak płatki stokrotki szybką jak biegnący zając ale jakże dosadną trafną jak chciał Tuwim

* * *

chcę wirować mokra spocona z oddechem tak ciężkim ciężkim jak kamienie uwieszone na szyi i chcę by te włosy spadały ciężko okalały czerwone wypieki i koszulka biała lepiła się wetknięta w dżinsy do białego ciągle brzucha (bo wolę kostiumy jednoczęściowe) buty leżały w kącie a z resztą po co komu one sporo to tylko podeszwa klapiąca na schodach śmiałeś się gdy zbiegałam w nich na dół a teraz nie śmiejesz się i ja też nie i trochę mnie to martwi więc zamykam oczy myśląc o tamtych dniach może głupich słabych takich zadymionych ale wyjątkowych bo miałam z kim tańczyć mimo że byłeś mały a ja taka duża ale wtedy o tym nie wiedziałam bo perspektywę zatarły krople potu

mów do mnie

proszę mów do mnie bo czuję że to ważne że to niezbędne do życia uśmiechania się do unoszenia powiek nabierania powietrza mów do mnie bo tylko tak mogę poznać cię naprawdę twoje życie i nawyki po prostu głos po prostu ciebie proszę mów do mnie

sukienka

wtulam twarz w tiul wdycham nikły zapach szczęścia a potem pozwalam płynąć łzom i palcom przebierać w niezliczonych warstwach materiału nie złość się na mnie na mój smutek przecież robiłeś to samo kilka godzin temu

* * *

tak bardzo muszę się powstrzymywać by nie porwać cię w ramiona by nie opleść cię długimi rękami jak konarami zamykam więc oczy by zmylić siebie samą a łodygi nakierować na mnie i mój mikrokosmos bo gdybym pozwoliła sobie być i płynąć w tym upojeniu po niebie przestraszyłbyś się a reszta spojrzała krzywo jakbym była niesfornym zwierzątkiem chcącym się tylko bawić

wiersz dla kobiet

jestem Wenus kroczę a piana morska rozprasza się na moim wyrzeźbionym ciele Zefir rozwiewa mi włosy gdy Hora okrywa czerwonym płaszczem bym nie zmarzła i pozwoliła wiośnie trwać ludziom kwitnąć a kwiatom mdleć od ich własnej woni jestem Wenus kroczę i choć brak mi perfekcji (moja szyja za długa a bark wygięty) jestem uosobieniem piękna umiarkowaniem i uczciwością czarem i okazałością jestem kobietą kroczę

* * *

nadszedł moment na ponowne narodziny piękna i siły

* * *

zrozumiałam że nikt mi nie pomoże bo każdy walczy sam

* * *

wyśmiali cię gdy powiedziałaś że jesteś silną kobietą teraz ujrzawszy twoje piękno wewnętrzne łkają głupotą

* * *

I po co nam szkoła jeśli nie nauczy nas jak żyć właściwie II mogę zaliczyć się na śmierć ale ciągle nie umieć kochać III mogę mieć same celujące oceny i być bezradna IV mogę lecz po co skoro uczyliście mnie bym żyła pięknie

* * *

byle jak byle tylko szybko szybciej i najszybciej przetrę oczy a już noc biorę prysznic choć już świta chciałam wyjść lecz już zamknięte chciałam krzyczeć lecz już cisza dzień za dniem ściga się gna przesuwają się pory i lata a ja wyginam się gimnastykuję i trwam gdzieś pomiędzy jak akrobata

* * *

czuję się brudna bo brąz nutelli barwi moje zęby i

* * *

po drugiej stronie za swoją maską szczęścia dusisz się smutkiem zauważyłam