Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2020

* * *

kąpię się w niebiańskich obłokach jak anioł i kocham się od najmniejszego palca po szyję z której odgarniałeś włosy delikatnie jakbym już wtedy była święta tak naprawdę dopiero teraz mam skrzydła złoty głos oczy w barwie błękitnego sklepienia i ciało anielskie lekkie niczym puch chłodne niczym skała

toast

życie smakuje tak dobrze gdy wargi mam jeszcze  wilgotne od wina unoszę w górę kieliszek wznosząc toast za mnie piękną mnie dobrą mnie kochaną mnie kreślę swoje imię swoje nazwisko na chłodnej tafli szkła zaparowanej bo dziś jest tak cudownie ciepło wypijmy razem za lepszą mnie

* * *

zakładam tę koszulę nocną i czuję cię namacalnie znów jestem tam w ogrodzie to nie materiał lecz twe ciało otula mnie kołysze delikatnie chroni przed chłodem nocy przemieniam się w drżącego liścia zdanego na łaskę wiatru który wydobywa się z twoich warg gdy szepczesz słowa których już dawno nie słyszałam

* * *

denerwują mnie już rymy pochowane w mojej głowie wcale nie chcę ich używać  ale stop mózgu nie powiem

Haśka

słucham wierszy Haśki i płaczę płaczę tak mocno jakbym chciała na nowo wzniecić żałobę w mym sercu w ogóle często płaczę po Haśce albo przez nią przez ból którym ociekała głód wiedzy którym była przesiąknięta wreszcie przez pragnienie miłości to ostatnie dzielę razem z nią może dlatego właśnie wolę wiersze białe

* * *

błękit nieba całuje lazurowe fale widząc to  przypominam sobie przypowieść o talentach ich mnożeniu rozwijaniu myślę że nic nie mam na własność że przyszłam na świat z niczym i z niczym odejdę więc jedyne co mogę co powinnam to kierować oczy innych na błękit na lazur na piękno

miłość

miłość tłukła w nasze dłonie skrzydłami młóciła nimi powietrze zdezorientowana gdy wyciągaliśmy ją uparcie z naszych serc patrzyła na nasze twarze nierozumnie dziwił ją brak radości dziwiły kapiące łzy czuła się zagubiona gdy zrozumiała że ma lecieć że ma wrócić skąd przyszła czekać jeszcze chwilę jeszcze trochę wiele razy obracała się rozczarowana nim zniknęła kierowana porywczymi podmuchami wiatru

* * *

 nie odróżniam dni od nocy czekam aż mnie sen zaskoczy nie dbam o to kiedy chcę zagrzebać się w pościeli i w niej zostać do niedzieli tak przeczekać tydzień kiedyś wyjdę znów do ludzi lecz na razie kurz mnie brudzi kurz pot i zmęczenie

love is a losing game

najbardziej ranią ci co są najbliżej dlatego teraz waham się czy nie spasować czy nie wypisać się z tej gry zwaną miłością o której Winehouse śpiewała że jest przegrana https://www.youtube.com/watch?v=nMO5Ko_77Hk

* * *

deszcz jeszcze nigdy nie padał tak zaborczo w me powieki tak jak dziś wczoraj i przez ostatni miesiąc muszę wciąż ocierać je to z łez to ze zmęczenia

* * *

na plaży łatwo się modlić rozszumiane morze przypomina  kim jesteś czego pragniesz dokąd idziesz moczę więc stopy w falach obracam twarz ku niebu topię oczy w błękicie zachowuję ten obraz na później

* * *

moje modlitwy szybują w górę zataczając koła nad jeziorem niczym jaskółki mój śmiech odbija się echem bawi się w chowanego wśród zielonych drzew mój pocałunek wysłany w powietrze wciąż krąży i szuka odbiorcy

* * *

mój brzuch jest pełen powietrza które rozpycha go rozciąga to powietrze uwiera jest głośne władcze niedbałe chciałabym by kiedyś zniknęło uleciało wraz z moim wydechem i pozwoliło odpocząć  od siebie od pytań od trosk

* * *

przytłoczyło mnie dziś niebo przygniotło swymi nabrzmiałymi deszczem chmurami rozciągniętymi nade mną jak baldachim popychany wciąż przez wiatr ciążyło moim myślom bezustannie aż zaczęły być lepkie od tęsknoty którą potęgował chowający się w obłokach horyzont

* * *

mój krzyk moja rozpacz to nie jest już coś czym musisz się przejmować możesz spojrzeć zasmucić się uronić łzę ale to nie będzie już twój smutek ani problem mój krzyk jest teraz tylko mój więc krzyczę bardzo głośno

* * *

chcę do domu chcę do ciebie w twe ramiona bo choć pęka moje serce wciąż jest puste i jak zwykle nie pomaga unikanie gdyż w pamięci źródło życia jest ukryte

* * *

morze szumiące ty wiesz co to znaczy czekać przypływasz  odpływasz wytrwale niczym słońce co wschodzi by zajść morze szumiące ty jesteś bezwzględne w swym ogromie szerokie głębokie bezkresne niczym pustynia niedająca się objąć wzrokiem morze szumiące ty cieszysz ty smucisz ty pamiętasz ty trwasz naucz nas jak być pięknym w swej prostocie

ziarna sezamu

choć nie minął nawet miesiąc ja znów z tobą jem precelki te z Półwiejskiej najsmaczniejsze i szczerzymy się w uśmiechach pod pretekstem ziarn sezamu co utknęły w nich bezwiednie a my mamy w sobie coś z tych białych ziaren bo też trwamy w swych potrzaskach oddzieleni marząc że może w przyszłości znów będziemy połączeni

* * *

zapomniałam już jak jest mi z tobą dobrze jak smakujesz jak dotykasz i jak pachniesz dziś więc było jak powroty jak wspomnienie wyciągnięte wiem zbyt nagle zbyt gwałtownie i schowane tak pospiesznie tak niedbale że wciąż widzę jego kontur nikły zarys lecz wystarczy to by wzniecić by wywołać kilka łezek gdzieś za płytko pochowanych

* * *

zapachy mieszają się na mojej skórze gdy stoję ukryta w bramie obserwując małą bosą dziewczynkę bawiącą się w deszczu wiatr wytrąca spomiędzy moich kosmyków wonie wraz z powietrzem wyłapuję nowe nowe nieznane będące teraz przecież częścią mnie skóra nie pachnie już tylko wiatrem teraz to zapach starania podróży i czasu zapach obcy ale w pewien sposób oczekiwany

* * *

różne są rodzaje miłości prawdziwej romantycznej jedna lubi białe sukienki druga czarne ciężkie buty kolejna po prostu spodnie a inna zwykłe nic wszystkie one są piękne bo szczere troskliwe i dobre a przecież nic nie ma znaczenia gdy wiesz że jesteś kochany

* * *

pachnę nim tak bardzo jakbym przez pomyłkę  użyła jego perfum pachnę nim tak bardzo że sama się dziwię  iż to możliwe pachnę nim tak bardzo że gdy wdycham powietrze myślę  on wciąż jest przy mnie  

* * *

pragnę byś rozpakował mnie  jak prezent wymarzony byś pokazał mi twarz w pełni prawdziwą bym i ja mogła rozpakować cię powoli starannie proszę niedługo twoje urodziny

prośba o sen

proszę błagam o sen o kojącą nieświadomość bym nie myślała o niczym o nikim choć przez chwilę zapomniała o żerujących na myślach miłościach

* * *

mam jeszcze czas  więc tym razem powoli zakocham się w tobie od początku powoli zanurzę się w tym uczuciu  całkowicie zatracę się oddam oddech miłości by uniosła pocałunki złożyła ukradkiem na twoich skroniach

hojność natury

szelest w koronach drzew szepty liści ukojenie hojnie rozdawane przez naturę jednostajny szum fal plusk pojedynczych kropli pokrzepienie hojnie rozdawane przez naturę powiew wiatru jego cichy świst obecności zrozumienie hojnie rozdawane przez naturę wyciągnij dłonie po więcej

miasto

w mieście oddycham innymi barwami szarością asfaltu  jego głębią po ulewnym deszczu chmurami izabelowatymi wylatującymi z samochodów ludźmi z półkolami potu pod pachami stemplami życia w biegu złotem słońca świecącym jakoś tak skromniej w konfrontacji z czerwono zieloną  sygnalizacją

poranek

świat powoli budzi się ze snu zraszacze w ogrodzie tryskają wesoło gonią się w sekwencjach kwiaty przeciągają się rozprostowują płatki po nocy powietrze jest czyste z gracją przenosi nad polami odgłosy pociągu ptaki rozpoczynają koncert  ich trele i świergoty potrwają do wieczora ubieram się  otulona ciepłem wychodzę do ogrodu owiana rześkim podmuchem budzę się wraz ze światem