* * *
gdy znowu musieliśmy zeskrobywać szron z okien
aby dostrzec drogę
co ranek wybiegałam na zewnątrz
w niedopiętej kurtce
czapce naciągniętej niedbale
i z wypiekami na twarzy
a potem stałam pięć minut
a może pięć godzin
poganiana okrzykami ludzi
pogrążonych w upale domowego kominka
w którym polana trzaskały nieustannie
wyśpiewując słodką pieśń
herbat i pierników zimowych
ja wolałam być tam
po drugiej stronie okien
zaszronionych
wpatrywać się we wzory
fikuśne i fantazyjne
które układały się
w historie pełne bólu
emocji nienazwanych
i przede wszystkim
piękna
wychodziłeś do mnie
po jakimś czasie
nienazywanym przez nas
gdy inni przyporządkowywali mu kolejne cyfry
nieznacznie rosnące
zabierałeś mnie do domu
najpierw delikatnie dotykając mojego ramienia
a potem chrząkając znacząco
bez gniewu lecz całkiem zabawnie
chwytałeś mnie za skostniałą dłoń
którą potem kierowałeś do ognia do kominka
i trzymałeś tam tak długo
aż zesztywniałe palce
znowu zginały się bez oporu bólu
zroszone kroplami roztopionego śniegu
przykrywałeś mnie kocem
i wychodziłeś
by zeskrobać szron z okien
aby dostrzec drogę
co ranek wybiegałam na zewnątrz
w niedopiętej kurtce
czapce naciągniętej niedbale
i z wypiekami na twarzy
a potem stałam pięć minut
a może pięć godzin
poganiana okrzykami ludzi
pogrążonych w upale domowego kominka
w którym polana trzaskały nieustannie
wyśpiewując słodką pieśń
herbat i pierników zimowych
ja wolałam być tam
po drugiej stronie okien
zaszronionych
wpatrywać się we wzory
fikuśne i fantazyjne
które układały się
w historie pełne bólu
emocji nienazwanych
i przede wszystkim
piękna
wychodziłeś do mnie
po jakimś czasie
nienazywanym przez nas
gdy inni przyporządkowywali mu kolejne cyfry
nieznacznie rosnące
zabierałeś mnie do domu
najpierw delikatnie dotykając mojego ramienia
a potem chrząkając znacząco
bez gniewu lecz całkiem zabawnie
chwytałeś mnie za skostniałą dłoń
którą potem kierowałeś do ognia do kominka
i trzymałeś tam tak długo
aż zesztywniałe palce
znowu zginały się bez oporu bólu
zroszone kroplami roztopionego śniegu
przykrywałeś mnie kocem
i wychodziłeś
by zeskrobać szron z okien
Komentarze
Prześlij komentarz