Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2021

* * *

patrzę w lustro (od niedawna) widzę szafę krzesło szarą ścianę jakieś ubrania kwiatka i twarz tylko nie wiem właśnie czyją

starless sky

dark night  above us only sky without stars because all of them I caught to my heart don't blame me for that starless night I just wanted to be sure that my poem for you will be as bright as they are when you look out the window one night and miss the stars covered by clouds just remember these words written by me for you in starless time

róża jest różą

pijana słowami bardziej odczuwam grawitację ponieważ semantyka ciągnie mnie ku ziemi róża jest różą lecz żadna to nowość (Gertruda Stein w jej  Scared Emily) love is love krzyczymy dzisiaj a ja ani róż ani miłości nie widzę

Fata Morgana

mine heart so dry thirsty don't need water just glass of love drop of love on my lips tongue mine eyes are shining like Fata Morgana

* * *

ile złości trzeba mieć w sobie by zniszczyć śnieżnego bałwanka

* * *

w snach macie inne twarze lecz wiem że to wy ja pozostaję jednak nierozpoznawalna mimo to i tak wolę noc bo choć wyśnieni tylko jesteście mówię a wy odpowiadacie tęsknię za tym gdy znów budzi mnie cisza

* * *

moja skóra przyjmuje nowe łzy i piegi naznaczona nimi jestem niczym Kain co ze smutkiem w oczach  chodził osamotniony on zabił brata ja okłamuję serce

* * *

księżyc szepcze do lapy kołyszącej swoim kloszem nade mną drobinki kurzu osiadają na mych powiekach mieszają się ze snem coś sprzęga rezonuje za oknem nie kurz a śnieg budzi mnie wiersz

* * *

zostanę w domu zamknięta w nim łatwiej zagłuszę krzyk serca wołającego cię po imieniu myśli że zginąłeś jak mu wytłumaczyć?

* * *

chwyć mnie za rękę gdy idę ośnieżoną drogą bo biało i cicho dokoła brak mi równowagi i mimo że patrzę nie widzę spojrzenie mam przysypane śniegiem osiadającym na rzęsach brak mu miłości topiącej lód i bariery

pole pszenicy z krukami

dobrze mi tu cicho dziś nawet obudziłam się z uśmiechem na ustach kruki  o p u s z c z a j ą  pole pszenicy

you are love

You are dreaming of the Only one United with you in one body And soul Remember that love Endless and true Love pure and undying Overtakes heart and mind Vanquishes fear of feelings and Every single day hepls you smile

Mt 11,28

przyszliście do Niego bo powiedział Ja was pokrzepię przyszliście do Niego  bo utrudzeni jesteście bo obciążeni jesteście przyszliście do Niego a On powiedział weźcie na siebie moje jarzmo i robicie to bo On jest cichy bo ma pokorne serce bo szukacie ukojenia dusz bo Jego jarzmo jest słodkie bo Jego brzemię jest lekkie

korespondencja sztuk

muzyka wysyła chętnie wiadomości głosowe do poezji która z uporem poprawia autokorektę malarstwo natomiast ukochało emotikony bo przywodzą mu na myśl jaskinie w Lascaux i hieroglify mimo różnych upodobań rozumieją się doskonale  bo i tak chodzi przecież o serce co czyta między wierszami słyszy między dźwiękami i widzi ukryte

komparatystyka

komparatystyka jest wszędzie bo malarz to artysta poeta to artysta muzyk to artysta artysta to artysta i malarz jest poetą a muzyk jest malarzem więc muzyk jest również poetą który jest malarzem i muzykiem mieszają się sztuki niczym oddechy Kochanków Chagalla wymieniają pocałunki niczym dzieci Rodina a Służąca z Emmaus patrzy tak samo u Velazqueza i Levertov

* * *

większą moc wyrażania i bagaż emocjonalny cięższy ma jedno przytulenie pełnie tęskniącej premedytacji złożone ramionom co za chwilę puste ostygną większą niż tysiąc słów rzucanych na wiatr co dolecą lub nie do uszu odbiorcy  gdyby było inaczej czy pocałunek Judasza miałby jakiekolwiek znaczenie?

moi Trzej Królowie

przyszliście do mnie niczym Trzej Królowie przynieśliście  wiarę nadzieję i miłość do mojego śpiącego Betlejem gdy wydawało mi się że tylko ja jeszcze czuwam mimo że już was tu nie ma ofiarowane dary dają o sobie znać pięknym zapachem szczęścia przemykającym krzepiąco przez puste pokoje

trzy cnoty boskie

moją modlitwę w nowe słowa ubieram: Nie jak niebo co jeszcze jest moją nadzieją wierzę niczym wyznanie mej wiary w miłość. która mimo iż od Boga pochodzi ludzka słaba jest i przemija

oczy

malujesz jej oczy  co wypełnione blaskiem żywe jak świeże pachnące jabłka zachwycają  moich  błyszczących łzami co słone są i nieprzebrane jak morze nikt nawet nie widzi

tratwa meduzy

Obraz
jak łatwo ci mówić spokojnie gdy płyniesz swą łodzią po morzu ukojonym ja na mej tratwie co ratunek miała przynieść chyboczę się na wszystkie strony a dokoła ludzie martwi z krwią zakrzepłą w kącikach zmięć strzępionych ubrań złamań ust serc tratwa meduzy kanibalizm by pozbyć się uczucia Kapitan Spokoju majaczy w oddali ktoś do niego macha

* * *

kocham twego ukochanego co słodkim głosem zapewnia że nie kocha mnie ani trochę a ciebie całym sercem kocha ukochanym przeze mnie odkocham się w końcu obiecuję nie wiem jak lecz to zrobię bo dla mnie to kochanie nie kochane lecz męczące a ponadto strach umierać  zakochanym niekochanym

* * *

tegoroczne święta utopiłam w łzach co śliskim konturem wypłukują radość z oczu drogę znaczą kałużami nie puchem śnieżnym więc upadki są bolesne i dość częste

* * *

sennym pociągiem jadę obojczykami wystającymi rządna pocałunków z twarzą błyszczącą od mrozu obok kobieta z ciastem na kolanach pewnie urodzinowym wraca do rodziny jej obojczyki uśpione potulnie ułożone nie krzyczą i tylko guzik od bluzki rozpina się co chwilę ona zerkając na swego mężczyznę zapina go powoli sennie

* * *

najżywsi są ci o których czytam martwi już lub wymyśleni cała reszta to fikcja wymęczona i karykaturalna

* * *

wśród gwiazd zostawiam słowa miłości księżycowi szepczę je gdy wschodzi może takie odbite w szybie znaczonej blaskiem wypowiedziane szumem skrzydeł sowy trafią na orbitę twojego nosa gdzie zauważone rozbłysną

wyprawa na pocztę

niczym duchowny z wiatykiem kroczę z listem pachnącym przez kilometry chodnika twój adres na nim kreślony pospiesznie by zdążyć przed końcem dnia roku z nabożnością wkładam go do skrzynki kwitnącej czerwienią różanego pąka błyszczącej szronem uśmiecham się  bo życie wcale nie jest takie złe jak mogłoby się wydawać skrzypienie pokrywy łoskot koperty opadającej na dno utwierdzają mnie w tym na języku czuję jeszcze posmak kleju z koperty na wargach wspomnienie twoich pocałunków

* * *

mieliśmy jechać razem nad morze pamiętasz zawsze kochałam wiersze o morzu a ciebie zachwycały chmury przestrzeń słona zachodzące słońce jedźmy nad morze może tam uda nam się zacząć od nowa andante

moje wiersze bezimienne

mówią mi że bezimienne nie istnieją szlochające chowam więc pod płaszcz miłosierdzia każdy ma po gwiazdki trzy w swojej koronie mówią w prost być może przez to są niechciane

* * *

wróć mi go  rzeko nakieruj swe prądy by nie mógł dalej płynąć i tak uniesiony już jest daleko zwróć mi go proszę z pędzlami z farbami nieuszkodzonymi

* * *

spoglądając na japońską kulturę chwytam moje serce by wlać ciepłe jeszcze złoto w jego drżące pęknięcia należy się mu to rozkoszne uczucie bezcenności