Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2020

* * *

płaczę i krzyczę lecz gdybyś wszedł zastałbyś uśmiech

rymowany popełniłam

nie pamiętam kto to był ale śpiewał ile sił że tylko miłość może zranić tak właśnie tak ale ja nie zgadzam się i chcę mówić wszystkim że tak właśnie tak czuć możemy cudnie się zawsze tylko dzięki niej tak właśnie tak więc odrzućmy uprzedzenia i spełniajmy swe pragnienia w każdy dzień

* * *

wszędzie jesteś wszędzie w szafie gdy odkładam buty do tańca w kalendarzu gdy przewracam przegapione dni w łóżku gdy przykrywam się kremowym kocem w laptopie gdy chcę przepisać wiersz wszędzie twoje słowa pisane twoją ręką i twój zapach skaczący po kartkach kwiatach i ubraniach

przepraszam

przepraszam to jedyne słowo jakie przejdzie mi teraz przez gardło i sama nie wiem czy przepraszam ciebie czy jego czy do twoich ciemnych oczu kieruję oddech czy jego i nie wiem kogo chcę przeprosić bardziej albo kogo powinnam kto bardziej ucierpiał nie wiem więc przepraszam eter szepczę to w kółko a szyba autobusowa zaparowuje litery gubią się zrozpaczone prz p er saz m

* * *

chciałam zerwać je wszystkie zerwać i zapleść w wianek a potem wejść na zamarznięte jezioro i silnym tupnięciem rozłamać lód uwolnić szum wodospadów wtedy popłynęłyby wśród piany razem z tymi wszystkimi ambitnymi kolorami i częścią mnie ale czy nie byłoby to zwykłe pójście na łatwiznę?

zabierz mnie

zabierz mnie w to miejsce za rzeką o którym słyszałam gdy szeptałeś zabierz mnie tam i uśmiechaj się tak jak wtedy gdy słońce zaglądało Ci w oczy zabierz mnie i otul ramionami bo ciągle jeszcze jest chłodno a z warg wyfruwają obłoczki zabierz mnie i po prostu patrz na mnie z tym niewinnym wyrazem twarzy zabierz mnie tam daleko do moich zatajonych wzdychań i marzeń zabierz mnie bo czuję że jest inaczej niż kiedykolwiek że Ty jesteś inny zabierz mnie tam proszę bym mogła szeptać razem z Tobą

afirmacja

afirmuję życie po swojemu dość nieregularnie i zazwyczaj nie mogę doczekać się jutra lecz czasem marzę o tym by nigdy nie nadeszło kocham też afirmując wszystko tak według definicji twoje uszy grzejące się z dwóch stron i zęby jakby wykute w różnych skałach jestem afirmacją bo wstaję każdego dnia i przemywam oczy pełne trwania

żyję czy nie żyję

jestem taka nieruchoma że zastanawiam się czy nie umarłam jeśli umarłam to czemu chmury są ciągle nade mną a drzewa łamią niebo konarami na witraże a jeśli nie umarłam to czemu serce tak cicho bije a głowa wymieniła się manekinem

krowa

pozwól złączyć się opuchniętym powiekom bo za dziesiątym razem nawet nie dostrzegasz już konduktora pływającego żabką w szklance pasażerów pokonujących bieg przełajowy na męskich koniach Franza Marca ani tej krowy za oknem która jakby chciała to by pobiegła ale na razie żuje prozę żuję prozę smacznego dobranoc

nieuzasadniony żal do świata

byłoby fajnie gdyby ktoś wreszcie  pomógł mi wyjść z nałogu

* * *

przerwa słyszę jak wołacie i zrywam się podnoszę całe długie ciało zdziwiona jego obecnością to koniec czy początek i jak mam to odgadnąć jeśli wszystko jest tak sterylnie czyste i nawet okno otworzone jest tak połowicznie a może po prostu spały może spały choć dziwię się że na to wpadłam emocje nigdy nie śpią

* * *

tak długo stałam przed dworcem bo coś się zmieniło zamieszało brak torów brak czasu i wtedy ujrzałam siebie z przeszłości z tamtego letniego przejazdu pomachałam do siebie lecz nie uzyskałam odpowiedzi jedynie karcące spojrzenie wskazujące pustą stronę notatnika

jedenasta róża

to sztywniałam to więdłam kwitłam by zrzucić pachnące płatki i było mi tak ciepło tak błogo że gdy ujrzałam nagą łodygę wzdrygnęłam się bo tak łatwo zatracić się w teraźniejszości

* * *

chcę utknąć w książce bo tam koniec jest pewny tu nie znam siebie

* * *

czy siedemnaście sylab to wciąż za wiele do przeczytania

* * *

obrazy które malujesz przesiąknięte są twym talentem więc chowam je w szkle bo zasługują na gablotę i nieśmiertelność

dwunasta róża

tylko zarys tylko kontur i ten zapach obezwładniający ogarniający cienie a potem inny kwiatowy różany i moja bezsilność bo jak mam wybierać między miłością a miłością

jestem

dla Ciebie w walentynki jestem twoim kwiatuszkiem więdnącym z ekscytacji w twoich ramionach usychającym z tęsknoty i marznącym gdy cię brak jestem twoim ptaszkiem moszczącym się wygodnie w gniazdku splecionym z twoich ramion wiercącym się nieustannie i milczącym gdy cię brak jestem twoim serduszkiem bijącym spokojnie gdy uważnie go nasłuchujesz otulając ramionami uderzającym niepewnie i panicznie gdy cię brak jestem twoja i bardzo bezpiecznie mi w twoich ramionach i jakoś tak gorzko gdy cię brak

* * *

wszystko wokół krzyczy twoje imię a pokój płacze w chaosie twym zapachem chwytam łzy zbieram je ześlizgujące się ze ścian tworzące Kałuże na podłodze chowam je w oczekiwaniu na suszę

surrealiści

a może oni po prostu lubili gdy byli zagadką

* * *

reisha trio gra a moje serce skacze z dzikiej radości

dadadurke

dłub dłub dłub mówię a ty perswadujesz mi cip cip cip kurka

moje żyły po kąpieli

są tak wyraźne i pełne jakby miały rozsadzić skórę

* * *

czymże jest jeden dzień jeśli we wszechświecie trwa już przyszły wiek

* * *

zapominam już że jestem twoja a ty mój najzwyczajniej

* * *

na co mi mądrość jeśli muszę okupić ją niewinnością

* * *

będziemy grać tak szybko aż odpadną wam klaszczące dłonie

* * *

liczę sylaby bo to mnie uspokaja jest takie stałe

* * *

układam równo kurz na mym parapecie jest idealnie

dziesiąta róża

jesteś taka przepiękna więc czemu gdy na ciebie patrzę ból owiewa i topi mój spracowany naciągnięty mięsień sercowy jest w tobie tyle emocji sprzecznych i niepewnych miłość do losu nienawiść do losu miłość do pociągów nienawiść do pociągów miłość do bezkresnych pól i nienawiść do ich widoku wszystko to łapiesz między płatki chłoniesz i przyjmujesz pokornie a potem zwisasz głową w dół tak jak wszystkie poprzednie a miłości i nienawiści czepiają się różanych cząsteczek próżni żeby nie upaść i nie rozpłaszczyć się na podłodze sunącego pociągu kołyszącego tak sennie

kochajmy zakończenia

czyż końce nie są wspanialsze niż początki pewne oczekiwane takie przewidywalne jak lubimy najbardziej początek zaskakuje czasem nie wychodzi potyka się o własne stópki próbując wstać koniec jest majestatyczny dojrzale zmierza ku sobie i na pewno jest przygotowany kochajmy więc zakończenia bo wszyscy się od nich odwracają zupełnie niepotrzebnie gdyż one i tak nastąpią nieważne czy zamkniemy oczy czy nie