Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2019

eureka

ciepła woda obmywa twarze mądrych mężczyzn ich głowy parują od pomysłów całkiem jak woda w której odpoczywają ich ciała rozluźniają się w ciepłej kąpieli wiotczeją i marszczą się nowe wizje wirują w głowach jak muszki owocówki nad talerzem rozkrojonego mango wtedy Archimedes wybiegł i krzyknął Eureka wprawiając w zdumienie pomarszczonych mędrców i płosząc muszki owocówki

spotkanie w progu

spotkałam cię w progu a gdy popatrzyłeś kierując oczy na moją twarz zatrzasnęłam ci drzwi przed nosem minęły dni lata otworzyłam drzwi szukałam przestrzeni a ty ciągle czekałeś niczym wierny pies wzięłam cię w objęcia i nigdy nie pozwoliłam już stanąć przed progiem

czas

wrażenie że czas płynie podwójnie mam go w obu dłoniach uchwycony napęczniały gąbczasty i pulchny wcale nie mam go więcej bo płynie równolegle dwutorowo ugniatam go formuję zjadam wcale nie ubywa wcale nie przybywa po prostu jest zawsze taki sam niezmienny

matura

czemu chodzenie do szkoły czemu odrabianie zadań czemu słuchanie na lekcji czemu dobre oceny czemu ciągła aktywność czemu zajęcia dodatkowe czemu to wszystko nie gwarantuje dobrze zdanej matury czemu mogę wylosować pytanie o archaizmy w reklamie a on co debatowano nad jego dopuszczeniem o miłości potem z oddechem beznadziei na karku ledwo zdaję a on się cieszy bo przytoczył Romeo i Julię

* * *

myślałam że jestem dzielna i odważna teraz wiem że po prostu się bałam bo pomimo tego że wszyscy jesteśmy ludźmi jesteśmy nieobliczalni i skoro ciągle zaskakuję sama siebie jak mogę myśleć że kogoś poznałam lub znam choćby połowicznie

cierpliwość

moja bogini cierpliwości spogląda znudzona na świat przekręca klepsydrę zanim ziarna piasku uderzą w dno a ja zatykam uszy bo nie mogę zdzierżyć odgłosu pękającego balonu z gumy do żucia

bezsilność

bezsilność zaczyna się tam w środku głęboko pomiędzy skórą a mięśniami lawiruje wśród żył i kości by wydostać się w westchnieniu czujesz moją bezsilność tak bardzo podobną do porannego oddechu

* * *

chcę coś zapisać ale nie wiem co bo emocje kumulują się we mnie a gdy eksplodują nie umiem przyoblec ich w słowa wiem tylko że łzy cisną mi się do oczu tiki przychodzą falami nogi gną się się do plie  a gardło płonie wypalone kwasem dreszcz przebiegł a czoło zapłonęło

* * *

czas płynie szybko szybko szybko ile dni zostało ci do końca powiedz ile dni walki do wyzwolenia skoro tak naprawdę nie wiesz to po co liczysz co liczysz

* * *

wracam z innego świata lepszego życia bezpieczniejszego niż to co tutaj tam ludzie pili płynny miód myli się w mleku a kto złorzeczył zasypiał w szarym cieniu chóry śpiewały przejmująco marzenia mieszały się z rzeczywistością puch otulał moją głowę a ja mrugałam otwierając wolno powieki musiałam wrócić tu na ziemię tu do życia pełnego hipokryzji niepewności i przemocy i nikt nie stoi w szarym cieniu nie rozpoznasz złego wróćmy do miodu mleka i puchu za rogiem czeka nożownik

dziewięć miesięcy

mam tylko dziewięć miesięcy październik i czerwiec kontrolne ramy za którymi wielka niewiadoma przyszłość mam tylko dziewięć miesięcy za mało żeby marnować czas za wiele żeby być lekkomyślnym w sam raz by żyć nie zmarnować dziewięciu miesięcy ile pomysłów zdąży się urodzić?

* * *

długo zastanawiałam się o co chodzi teraz już wiem obserwowałam czuwałam chodzi o kontrolę kontrolę planu odpoczynku ludzi wokół drogi życiowej i tej asfaltowej nawet słońca i księżyca wiem bo czuwałam a jak zasnęłam zostałam poinformowana i zapisana we wszechwiedzącym telefonie

tancerka

płynęła przez powietrze przez przestrzeń zjednoczona ze wszystkim głównie z podłogą przyjaciółką codzienności jej ruchy płynne wydawały się niepowtarzalne i nieograniczone pełne gracji czyste my zachwycone otaczałyśmy ją i oczami chłonęłyśmy każdy najmniejszy ruch

buntowniczka

chciałam się zbuntować więc stałam kilka sekund dłużej niż zazwyczaj lejąc ciepłą wodę w szkolnej toalecie

* * *

tak tak tak tak tak tak tak tak tak nie chciałam być nie miła

* * *

pływam w różowej pościeli z różowym różańcem na szyi w tiulowej sukience w błękitach spryskana różanym zapachem wcieram olejki w skronie wzdycham lecz nie wiem dlaczego rozkosz z depresją się miesza a płatki róż opadają zamykam powieki i marzę o chmurach

lekomanka

pocałunek zarezerwowany dla ust jedynych złożony na mojej głowie leczniczy uśmierzający ból twoje usta najlepszy antybiotyk a ja jestem lekomanką w tym przypadku

dwusetny wiersz

napisałam dwieście wierszy miło myśleć że chociaż jeden zmienił coś w twoim życiu

zanikanie poezji jest płynne i bezbolesne

zanikanie zanikani zanikan zanika zanik zani zan za z

OZZ

od kiedy jesteśmy razem szaleję zupełnie zasłoniłeś mój horyzont zawsze chcę mieć cię przed oczami opowiadasz mi o miłości zasłuchana spijam słowa z twoich warg znowu myślę tylko o tobie oglądam nasze wspólne zdjęcia umieszczone w albumie zastanawiam się nad przyszłością i czym do cholery jest ostry zespół zakochania

obsesja

mam obsesję obsesję na punkcie twoich dłoni pozwól mi je poczuć mam obsesję obsesję na punkcie twoich dłoni pozwól mi ich dotknąć mam obsesję obsesję na punkcie twoich dłoni pozwól mi je pocałować mam obsesję obsesję na punkcie twoich dłoni mam obsesję podobno kobiety tak mają

upadek

upadasz a pomocne dłonie chwytają twoje ramiona ciągną w górę do życia bezwładną pacynkę prosisz ich w myślach żeby nie okazali się manipulatorami ale zwykłymi dobrymi ludźmi

złudzenie

gdy słońce całowało nasze twarze a woda migotała złotymi refleksami przyłożyłeś swój policzek do mojego na ułamek sekundy tak krótki że wydawał się złudzeniem

zielonym potwierdzić

kupiłam sobie wygląd kupiłam sobie ciepło kupiłam sobie porządek kupiłam sobie czworonożnego przyjaciela kupiłam sobie popularność kupiłam sobie rozrywkę teraz stoję przed tobą z kartą kredytową i nieszczęśliwa zastanawiam się gdzie wpisać PIN

druga róża

wylewałeś właśnie wodę z butelki gdy wpadłam na ciebie z impetem całowaliśmy się wśród rozbryzgujących kropel które osiadały na naszych ubraniach jak mżawka jeszcze świeżą różę dzierżyłeś w dłoni jak berło bo byłeś królem mojego serca

* * *

czym zasłużyłam sobie na waszą dobroć czym przerażają mnie podarki i pochlebstwa przecież jestem taka odrażająca czemu ciągle dajecie mi szansę przecież jestem zimna w środku i na zewnątrz tylko dlatego że nie umiem włączyć ogrzewania

kochanie i księżyc

kocham cię w pełni gdy księżyc okrągły bez żadnych kompromisów świeci na nocnym niebie codziennie bez wyjątku pełny spokoju i czaru całą całością całego ciebie przepiękny srebrzysty na dobre i na złe rozświetla nam twarze patrzymy na siebie

liście jesienne

suche liście lądują na naszych głowach siwiejących zestresowanych czuprynach z szumem targają kosmyki kruszą się wpadając między pukle zwiastują jesień umysłu życia i ludzkości

* * *

daj mi powód do zastanawiania się nad przyszłością do unoszenia nieznacznie kącików ust do malowania paznokci wciąż na nowo do odkładania uzależnień na później do okrywania nóg falbanami sukienek do bycia szczęśliwą

* * *

płaczę bo chcę tyle wiedzieć a brakuje mi minut w godzinach godzin w dobach płaczę bo litery skaczą opętane gdy czytam w świetle księżyca a dłonie nie mają siły przewracać stron płaczę bo rodzi się we mnie pragnienie bycia najlepszą a taki ogrom zazdrości zalewa i ogłupia moje sumienie

w ogrodzie

będąc w ogrodzie gdzie róże posyłają filuterne spojrzenia rozchylając płatki wypatruję małych niezapominajek bo pomimo odurzającego zapachu piwonii dalej nie zapomniałam