wieczory mam płaczliwe bo raz otuli mnie cień raz otrze o me ramię mrok a czasem pochłonie ciemność wolę więc zasnąć szybko unikając konfrontacji z nocą i wierzyć że znów wstanie dzień wierzyć że oprócz grobu czeka na mnie jeszcze coś jasnego
twarz czarnobylskiej laleczki jest oprószona czarnym pyłem przemijania nadgryziona zębem czasu jej przerzedzone włosy opadające sztywno wyblakłe nie odbijają promieni słońca wpadających przez brudną szybę którą z dobrą intencją dobry człowiek chciał przetrzeć by laleczka mogła spojrzeć wydłubanym przez szczury oczkiem na świecący świat
nie słucham nie mogę już przyjąć więcej słów bo nie wychodzą ze mnie by zachować równowagę czasem próbuję je wypchać wycisnąć ale opierają się bronią nieustannie patrzycie na mnie litościwie na niemowę wstydliwego odludka
migruję do ciepłych krajów bo tam słońce nie zachodzi o 16 i weselej tańczyć na ulicy podobno migruję do ciepłych krajów o których opowiadają babcie w autobusie rozwodząc się nad ich wspaniałością nie znając nazwy czy położenia geograficznego migruję do ciepłych krajów wgapiając się w strony atlasów w przerwie między rozdziałami polskich powieści dziewiętnastowiecznych
kim jestem tu w eterze pachnącym ziołami czasem czuję zmysłami a nie podświadomością - pachnę miękkością bielą rumianków tu na twardym krześle słucham reminiscencji miłości serca bijącego mocno mocno wyznaczając rytm dla mojej krwi definiującej mnie moje rumianki pachną czule ścielę twarde krzesełko