mimo że jestem zdrowa nie mogę oddychać bo wziąłeś sobie mój oddech wraz z ostatnim kocham cię wyszeptanym w kierunku szyby pociągu i miejsca na peronie pustym niczym moje płuca zmęczone
jesteśmy klasycznym przypadkiem zupełnie nie wyjątkowym brak nam oryginalności wpisujemy się w szablony my - dusze dwie zagubione co nie w czas i nie w tym miejscu niepewnie weszły na scenę klasycznie nie zdając testu teraz ma dusza się błąka czy twoja również? ja nie wiem rozstaliśmy się wiek temu pewnie poszedłeś przed siebie
rymy skłaniają mnie do kłamstwa swymi obligatoryjnymi schematami ograniczają mnie zmuszają do przekształcania doświadczeń rymuję kosztem prawdy fałsz ma śpiewny wydźwięk parzy krzyżuje okala w lekkim i nie winnym stylu
serce miałeś z kamienia z kamienia miałeś serce dbałam o nie tuliłam choć zimne było wielce niosłam je niczym diament w mej wyciągniętej ręce z klejnotu miało tyle że było twarde nic więcej nie miało nawet wyryte I love you Ich lieb dich Te creo więc nie wiem doprawdy czemu zmądrzałam przed chwilą dopiero
zmęczenie cicho przychodzi do mnie idź sobie mówię mu ono kiwa głową i niby kieruje się w stronę drzwi ale zamiera na moment nim przekroczy próg ta chwila zawahania wystarczy bym przegrana podbiegła do niego albo nie idź mówię mu na łóżku ja i odgnieciona w pościeli sylwetka zmęczona
dotarłam do granic języka więc kładę palec na wargach on wreszcie je zamyka ściągając ciężar dźwigany na barkach brak mi już siły brak słów ciszą otulam me ciało dosyć mam rozmów czy mów cisza - jej ciągle mi mało
piach pod powiekami paznokciami i w ustach potrzebuję wody do obmycia dotyku bym poczuła życie ciszy wybrzmiewającej ukojeniem księżyc zastaje mnie w pustym mieszkaniu z pustynią w sercu